Cadrami

Ostatnie posty

Dzisiaj przed Wami wpis bieszczadzki nr 2. Ale nie będzie o wędrówkach górskich, ogniskach, grze na gitarze czy bieszczadzkich aniołach (aczkolwiek te ostatnie bez wątpienia mają sporo wspólnego z tym, że wyprawa w Bieszczady była owocna). Będzie natomiast o gwiazdach. Tak, bo w Bieszczady jeździ się także dla nich.

Dlaczego aż tam?

Bieszczady (póki co) mogą pochwalić się jednym z najciemniejszych skrawków nieba w Polsce. Trochę szkoda, że kawałków tego tortu zostaje coraz mniej z każdym rokiem, a przecież w naszej ludzkiej naturze jest zadzierać głowę i patrzyć w gwiazdy. Robiliśmy to od zawsze. Dlatego stanęliśmy na dwóch nogach i dlatego z każdym stuleciem mierzymy coraz wyżej. Byłoby bardzo szkoda, gdyby nasze dzieci nie mogły doświadczyć tego samego uczucia zachwytu i zaciekawienia, które towarzyszy wpatrywaniu się w rozgwieżdżone niebo.

Grupowo najlepiej

Trzy dni, a raczej powinnam powiedzieć trzy noce polowania na bieszczadzką Drogę Mleczną w doborowym towarzystwie to naprawdę nie lada gratka dla takich astrozakręceńców jak ja. Nasza radosna ekipa, to uczestnicy i prowadzący warsztatów ph. „Szlakiem Gwiazd”. Informację o jednej z wcześniejszych edycji warsztatów przeczytałam już wcześniej i byłam na siebie baaaardzo zła, gdy w maju okazało się, że właśnie przegapiłam kolejną, kwietniową edycję. „Not this time”, powiedziałam sobie i doczekałam się ogłoszenia zapisów na wrześniową turę. Od razu napisałam do organizatorów i byłam szczerze zdziwiona, gdy dostałam odpowiedź: „jasne, zapraszamy!”

„Hm…ale jakże to?” – pomyślałam. Ale ja? Ale ja nie mam sprzętu, nie mam wiedzy, nie mam niczego <szok_i_niedowierzanie>, ale spokojnie, panowie wypisali listę ekwipunku „must have” i okazało się, że nie jest tak źle, bo aparat był, statyw był, lampka czołówka była, pilot/telefon do zdalnego wyzwalania był, ciepłe ubrania – były. I w zasadzie to wszystko. Jak się okazało, nawet specjalnej optyki nie trzeba było ze sobą mieć, bo na miejscu były dostępne Arty Sigmy z różnymi mocowaniami i choć nie musiałam, to skorzystałam z legendarnej trzydziestkipiątki do obfocenia dziennego krajobrazu. Na nocne zdjęcia całkowicie wystarczył mój kupiony rok temu specjalnie do astrofoto (do któego przymierzałam się już od dawna), za całkiem przyzwoite pieniądze Rokinon 14mm.

Misie, jelenie i inne nocne stwory

Musimy to sobie powiedzieć uczciwie – pogoda w fotografii to ruletka. I o ile w klasycznym krajobrazie, reporterce czy portrecie plenerowym jesteśmy w stanie nieco podążać za aurą, a nawet dostosować się do niej za pomocą kilku prostych tricków (takich jak wszelkiego rodzaju blendy, wysłonki, pokrowce na aparat itp.), tak w astrofoto jeśli nie ma odpowiedniej pogody, to nie ma zdjęć. Dlatego przez trzy dni trwania warsztatów kciuki zbielały nam od trzymania ich za powodzenie w tej kwestii.

Wydaje mi się, że byliśmy grzeczni i górskie duchy doceniwszy nasze zachowanie, trzeciej nocy rozwiały chmury na tyle, że mieliśmy sposobność do fotografowania. Nie straszna nam była nawet co chwila nachodząca mgła, aczkolwiek wszystkim jak na zawołanie przypomniały się horrory i mroczne historie z mgłą w tle. Atmosferę podgrzewały jelenie, które partycypując wówczas w rykowisku wydawały co chwila specyficzne odgłosy. Jednak to nie ich nasłuchiwaliśmy ze wzmożoną uwagą, ale naszego sąsiada, który mógł w każdej chwili zapragnąć odbyć wizytę zapoznawczą. Niedźwiedzia, bo o nim mowa, też podobno ktoś słyszał, ale na szczęście na tym się skończyło. Ja za to słyszałam wilka 😉

Jak fotografować Drogę Mleczną w Bieszczadach?

Do fotografowania Drogi Mlecznej w Bieszczadach należy podejść jak do fotografowania Drogi Mlecznej gdziekolwiek indziej 😉 Przede wszystkim musimy wyposażyć się w podstawowy sprzęt, o którym mówiłam powyżej. Jeśli chodzi o obiektywy, to praktycznie wszystko co znajdziemy w torbie będzie ok. byle było wystarczająco jasne (im jaśniejsze, tym lepiej). Tak samo dobre będzie 14mm, 50mm i 105mm, jedyne co się zmieni to taktyka w robieniu zdjęć i sposób postprodukcji .O tym, że „Obiektyw to stan umysłu” pisałam już w tym wpisie (klik!) i ta sama filozofia sprawdza się w astrofotografii. Pamiętajcie, że najlepszym sprzętem do danego typu fotografii jest ten, który właśnie przy sobie macie! W sumie to jest fajny materiał na oddzielny post, nad którym pewnie pochylę się niebawem.

Druga kwestia poza sprzętem, to miejsce. W tej kwestii Bieszczady są bardzo plastyczne i tak naprawdę fotografować można prawie zewsząd. Wiadomo, są lepsze i gorsze lokacje, o jednej z fajniejszych przeczytacie w kolejnym wpisie z bieszczadzkiej serii. Pamiętacie jednak, że na takie fotograficzne wyprawy trzeba ubierać się odpowiednio ciepło i wybierać z głową na karku. Spotkanie oko w oko z misiakiem w Bieszczadach to wcale nie takie urban legend, jakby mogło się wydawać. Pamiętajcie też, że poruszacie się przy granicy kraju – pilnujcie, żeby przypadkiem stopy Was nie poniosły ani do Słowacji, ani na Ukrainę!

Najlepiej nie udawać się na taką wyprawę samemu. Znajdźcie sobie doświadczone towarzystwo, które nie tylko w momencie kryzysowym może uratować Wam skórę, ale poratuje także radą w kwestii rozstawienia sprzętu i ustawienia odpowiednich parametrów.

Ja na moją pierwszą bieszczadzką astrowyprawę wybrałam opcję all inclusive, dzięki czemu miałam z kim, miałam gdzie, miałam czym i miałam jak robić te zdjęcia. Nikogo nie namawiam, bo udział w warsztatch fotograficznych nie jest koniecznością, żeby robić takie zdjęcia, ale gorąco polecam taką formę nauki, ponieważ zabieracie ze sobą do domu nie tylko cudne fotki (na ile pozwoli pogoda 😉 ), ale ogrom wiedzy i wsparcie osób doświadczonych w temacie. Jeśli chcecie ad hoc przeczytać krótką relację, jak było podczas edycji „Szlakiem gwiazd”, w której ja brałam udział, to zapraszam na bloga nightscapes.pl (klik!) należącego do jednego z organizatorów warsztatów, doświadczonego astropejzażysty Piotra (znajdziecie tam też relacje z wcześniejszych warsztatów).
A jeśli macie więcej cierpliwości i poczekacie jeszcze chwilkę, to już niebawem ukaże się najnowszy numer czasopisma „Urania. Postępy astronomii”, w którym znajdziecie moją obszerną relację z przebiegu warsztatów. Być może będzie ona pomocna w rozwianiu wątpliwości i podjęciu decyzji, czy takie warsztaty to też opcja dla Was. W tej kwestii (jak i wielu innych), możecie śledzić mojego fejsbuka (klik!) – zostańmy w kontakcie! 🙂 Niech się świeci!

Życzę udanych astrołowów i pozdrawiam,
A

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.