Cadrami

Ostatnie posty

Podobno świat dzieli się na ludzi, którzy robią kopie zapasowe i na tych, którzy dopiero będą je robić.

Jesteś gotów zmierzyć się z utratą swoich danych? Być może nawet wzruszysz ramionami, nie dziwię się zbytnio, wszak słowo „dane” brzmi mało obrazowo i romantycznie. Nie przemawia do naszej wyobraźni. Dlatego zapytam inaczej – jesteś gotów na utratę ważnych dla siebie pamiątek? Jesteś gotów na utratę zgromadzonych dokumentów, wielu lat Twojego życia zapisanego w zdjęciach? Jesteś gotów na utratę maili, historii? Jesteś być może gotów na utratę pracy magisterskiej, którą piszesz od miesięcy? Jesteś gotów na utratę książki, którą piszesz, a która jest Twoim marzeniem od wielu lat oraz materiałów, które do niej zbierasz?

Jeśli na którekolwiek z tych pytań odpowiedziałeś „NIE!”, a wciąż należysz do drugiej części ludzkości (która dopiero będzie robiła backupy), musisz zmienić to natychmiast i nie zostać wciągniętym do grona numer jeden w  efekcie nagłego, nieprzewidzianego uszkodzenia komputera, dysku twardego lub pamięci przenośnej.

Dzisiaj podpowiem Ci, jak zabezpieczyć się przed utratą ważnych dla Ciebie rzeczy zamkniętych w pamięci wirtualnej. Oczywiście żadne rozwiązanie nie da Ci 100% pewności, jednakże ryzyko warto zminimalizować, a kilka tricków pozwoli Ci spać spokojniej.

Dlaczego mimo wszystko nie kopiujemy?

Sądzę, że wielu ludzi ma świadomość tego, że kopie danych należy robić. Dlaczego zatem tak wielu jeszcze tego nie robi? Sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. W pierwszej chwili można to zaniedbanie zrzucić na karb lenistwa, ale to tylko jeden z powodów. Drugi istotny powód to ilość danych, z jakimi musimy się dzisiaj mierzyć. Nie ma co ukrywać, toniemy w danych. Ja, jako fotograf mam dziesiątki… setki gigabajtów danych. Wciśnięcie migawki czy tej na aparacie czy w telefonie nie pociąga za sobą zbyt wielu niekomfortowych konsekwencji, więc tak jak wielu innych ludzi robię to czasami bez zbytniego zastanowienia „Potem się wyrzuci” (to teraz ręka w górę, kto faktycznie wyrzuca 😉 )
Fotografuję zawsze w RAWach, do tego dochodzi poglądowy JPG oraz późniejsze pliki, które powstają na etapie postprodukcji. Być może jakimś sposobem byłoby regularne czyszczenie pamięci ze zdjęć, których nie wykorzystuję i raczej nie wykorzystam w przyszłości. Ano właśnie, tu kluczowe jest to słowo „raczej”. Bo skąd mogę wiedzieć, że jakiegoś zdjęcia nie wykorzystam? Oczywiście zrzucając na komputer zdjęcia po sesji, zawsze staram się w pierwszej kolejności wyrzucić te na 100% nieudane (skrajnie prześwietlone/niedoświetlone), rozmyte, testowe, które służyły do ustawienia parametrów itp., ale mimo tej selekcji to wciąż są tony zdjęć.
Skoro tak ciężko jest nam zapanować nad oryginałami, tym większy problem pojawia się w przypadku ich kopiowania. Spójrzmy prawdzie w oczy – kiedy zdjęcia idą w setki, potem tysiące – tracimy nad tym wszystkim kontrolę. Potrzeba naprawdę dużo samodyscypliny oraz wolnego czasu, by na bieżąco porządkować te kwestie i aktualizować nasze dane na kopiach, by były bliźniacze z bazowym dyskiem.

Kolejną przyczyną zaniedbania w robieniu kopii zapasowych jest koszt związany z przechowywaniem skopiowanych danych. Nie oszukujmy się, twarde dyski nie należą do najtańszych rzeczy. Koszt dysku HDD to wydatek rzędu 264 zł za 2TB (link)*, gorzej wypadają dyski SDD, jako, że ich cena obecnie oscyluje w granicach 939 zł za 2 TB (link)*. Z powodu tej kolosalnej różnicy, dysków SDD raczej nie wykorzystuje się do przechowywania kopii zapasowych. Nie mniej jednak, gdyby nawet inwestować tylko w dyski HDD to  z upływem czasu potrzeby fotografów rosną – trzeba zaopatrywać się w kolejny dysk i kolejny… Koniec końców, robi nam się z tego niezła sumka, co może zniechęcać.

Ostatnią przyczyną, dla którego temat robienia backupów tak kuleje jest brak odpowiedniej wiedzy. Czasami nawet najdzie już nas ta myśl, że chcemy zrobić kopię, ale wtedy trafiamy na mur, bo nie bardzo wiemy, jak się do tego zabrać. W efekcie czego temat odchodzi na dalszy plan i na przyszłość, która suma summarum może nie nadejść, bo do tego czasu nasz dysk niestety padnie.

Zdalnie czy lokalnie?

Temat jest dość obszerny, dlatego postanowiłam podzielić go na co najmniej dwie części. W pierwszej z nich, opowiem Ci o wirtualnym przechowywaniu danych, czyli różnych chmurach, spośród których być może wybierzesz coś dla siebie. Główną cechą tego rozwiązania jest barak „fizycznego” dostępu go danych, które przechowywane są na zdalnych dyskach rozlokowanych w różnych miejscach Polski, a nawet świata. Jeśli jesteś ciekawy, jak to jest z tymi chmurami, oto lista przykładowych i najbardziej popularnych chmur do przechowywania danych.

iCloud (Apple)

Jeśli jesteś posiadaczem urządzeń spod znaku nadgryzionego jabłucha, to producent Twojego sprzętu przygotował dla Ciebie kawałek przestrzeni na wirtualnym dysku, w której możesz przechowywać dane. Mało tego, możesz również współdzielić te dane pomiędzy różnymi urządzeniami appleowymi podpiętymi pod to samo konto.
Za darmo masz dostęp do 5GB (pomieści ok. 128 zdjęć JPG+RAW)

Image result for icloud icon

OneDrive (Microsoft)

Jabłkowa konkurencja nie pozostaje w tyle i dla użytkowników Widndowsa również przygotowała przestrzeń dyskową (link). Żeby z niej skorzystać, należy założyć microsoftowe konto (link). Co więcej, jeżeli jesteś posiadaczem pakietu OpenOffice 365, to otrzymasz nieco większą powierzchnię dyskową niż nie-posiadacze.
Za darmo masz dostęp do 5GB (pomieści ok. 128 zdjęć JPG+RAW). Natomiast posiadając pakiet OpenOffice darmowa pojemność rośnie do 1TB (pomieści ok. 26214 zdjęć JPG+RAW) .

Image result for onedrive icon

GoogleDrive (Google)

Ogromna część ludzi posiada dzisiaj skrzynkę pocztową na gmailu. Jest to bardzo ciekawa opcja, bowiem finalnie nie ogranicza się wyłącznie do samej poczty. Posiadając takowe konto, zyskujesz dostęp do wielu, często darmowych, narzędzi oferowanych przez Google. Takim narzędziem, jest m.in. Google Drive, do którego możesz zalogować się np. tędy (link) lub po prostu wejść z rozwijanego menu w górnym pasku (opcja dla zalogowanych do googlowego konta).
Za darmo masz dostęp do 15GB, ale w ramach tej pojemności zostaje obsłużona Twoja poczta i inne rzeczy związane z kontem gmail (całe 15 GB pomieści ok. 383 zdjęć JPG+RAW).

Image result for google drive icon

Dropbox

Jest to rozwiązanie nie połączone z konkretną marką naszego sprzętu czy oprogramowania. To po prostu wirtualna przestrzeń dyskowa, do której wrzucamy nasze materiały. Żeby skorzystać z tego rozwiązania, należy się zarejestrować na stronie. Konto założymy tutaj (link). W tym przypadku można również skorzystać z logowania poprzez Google.
Za darmo masz dostęp do 2GB (pomieści ok. 51 zdjęć JPG+RAW).

Plusy:

+ podstawowe wersje tych rozwiązań są darmowe

+ jest to rozwiązanie szybkie, w przypadku niektórych (jak GoogleDrive czy Dropbox) możesz też udostępnić konkretne pliki czy też katalog innym ludziom (np. modelce, która zapozowała do Twoich zdjęć i również jest ciekawa efektu końcowego)

+ tego typu rozwiązania są zazwyczaj podpięte pod inne konta (microstoftowe, czy googlowe), więc nie musisz zapamiętywać dodatkowych danych  do logowania, haseł i ogólnie kolejnego ekstra miejsca, gdzie ukryłeś swoje dane, niczym wiewiórka orzechy przed siermiężną zimą

+ dostępność do naszych danych z każdego miejsca na ziemi bez konieczności dźwigania w plecaku dodatkowych kilogramów w postaci dysku przenośnego

+ korzystanie z powyższych rozwiązań nie wymaga specjalistycznej wiedzy, a przynajmniej wymaga jej bardzo mało. Jest to jedno z najprostszych i najbardziej przyjaznych rozwiązań dla początkujących backuperów

+ bardzo mała (praktycznie znikoma) szansa, że utracimy nasze dane. Specyfika budowy chmur polega na rozproszeniu naszych danych w za pomocą wielu kopii umieszczonych na wielu serwerach. Jeśli nawet jeden fizyczny serwer padnie, to nasze dane przetrwają przechowane na innym serwerze. Jeśli i ten w efekcie nieszczęśliwego splotu wypadków padnie, to nasze dane przetrwają na jeszcze innym serwerze itd.

Minusy:

podstawowym i największym minusem powyższych rozwiązań jest zdecydowanie ograniczona pojemność. Bardzo szybko się okazuje, że przestrzeni jest za mało (z doświadczenia, wiem, że nawet jak idzie w terabajty, to zawsze jest za mało)

dane z chmur mogą wyciec. Dowodem na to są afery, które czasem wybuchają i dziesiątki kompromitujących zdjęć popularnych osób. Ogólnie, przechowując gdziekolwiek, jakiekolwiek nasze dane, musimy pamiętać, że ktoś może nam je wykraść

relatywnie wolne kopiowanie. I nie mówię tu o skopiowaniu kilku niewielkich plików .jpg. Mam na myśli pełnowymiarowe „jotpegi”, powiązane z nimi RAWy oraz inne formaty jak np. photoshopowy PSD. Oczywiście dużą rolę odgrywa tu łącze, jakim dysponujesz, ale wciąż, kopiowanie sporej ilości ciężkich danych może przerodzić się w niekończące się pasmo telewizyjnych reklam, w połowie których ze zdziwieniem stwierdzasz, że nie pamiętasz, co oglądałeś

za większą pojemność dysku trzeba dopłacić. Ciężko stwierdzić, czy ten aspekt można traktować jako minus, jako iż w każdym kolejnym rozwiązaniu, które zaproponuję, zawsze będziesz musiał ponieść jakieś koszty, by zorganizować przestrzeń na przechowywanie swoich danych. Więc powiedzmy, że ten argument to taki minus, ale nie do końca. Bardziej fakt. Odpowiedzialne dbanie o backup kosztuje (czasem mniej, czasem więcej, ale jednak)

Dla kogo jest to rozwiązanie?

Z racji iż tutaj wszystko kręci się wokół fotografii, może powinnam zapytać, czy jest to rozwiązanie dla fotografów? Odpowiedź brzmi: i tak i nie. Z jednej strony jest to spoko opcja, bo możesz szybko wrzucić kilka miniaturek .jpg i już Twoja modelka oraz inne osoby współpracujące przy sesji mają do nich szybki dostęp, mogą wrzucać na fejsy, insty  i inne społecznościówki, gdzie taka jakość pliku teoretycznie powinna wystarczyć.
Natomiast jeśli taka chmura ma być Twoim głównym sposobem przechowywania tony (a raczej powinnam powiedzieć, terabajtów) zdjęć, co nie jest wcale takie trudne do osiągnięcia w dobie fotografii cyfrowej, raczej nie fokusowałabym się na tej opcji.

Dla fotografów: tak i nie

Jeśli nie chmura to może ftp?

Nie wszystkim nam mogą i muszą wystarczyć rozwiązania chmurowe. Niosą one ze sobą pewne ograniczenia, które prędzej czy później dadzą nam się we znaki. Dlatego warto zastanowić się nad inną, wciąż wirtualną opcją przechowywania danych. Mam tu na myśli stary, dobry hosting. Na czym to polega? Wykupujesz przestrzeń dyskową (zazwyczaj w postaci jakiegoś pakietu), płacisz z góry kwotę za cały rok (standardowo jest to rok, ale niekoniecznie) i masz całą piaskownicę tylko na swoje zabawki. Gdzie taki hosting się kupuje? Przykładowo można w takim miejscu (link). Następnie, do zarządzania treściami na tym dysku będziesz potrzebował specjalnego oprogramowania, np. FileZilla (link -> wybieramy opcję „Download FileZilla Client)). Musisz najpierw je skonfigurować tak, żeby łączyło się z Twoim dyskiem. Na ogół wystarczy zrobić to raz i zapamiętać ustawienia. Dalsza praca z dyskiem powinna przebiegać już szybciej i przyjemniej.

Plusy:

+ więcej przestrzeni

+ dostęp do plików z każdego miejsca

+ zazwyczaj firmy sprzedające hosting oferują dodatkowy backup naszych danych na wypadek sytuacji kryzysowej

Minusy:

obsługa rozwiązania tego typu jest już nieco trudniejsza niż prostszej chmury. Na ogół będziesz potrzebował jakiegoś dodatkowego programu na komputerze, który pozwoli Ci nawiązać połączenie z serwerem ftp oraz zarządzać danymi na nim

ile byś tej przestrzeni nie kupił, to z czasem zrobi się jej za mało, a kwota abonamentu wzrośnie, jeśli będziesz chciał powiększyć tę powierzchnię

trzeba regularnie przedłużać egzystencję naszego dysku, czyli po prostu – regularnie płacić za jego utrzymanie

wolne przesyłanie danych na serwer

nie ma żadnej sensownej opcji darmowej, tak jak w przypadku startowych pojemności najpopularniejszych chmur

Dla kogo jest to rozwiązanie?

Nie ma co ukrywać, że jest to dość archaiczny sposób robienia backupu, który może wydać się mało atrakcyjny szczególnie dla osób w nieco mniejszym stopniu zaznajomionych z tym, jak działa hosting, serwery itp. Ale nie ma co też się oszukiwać, bo nie każdy ma czas i chęci, by z takiego rozwiązania korzystać. Dlatego uważam, że jest to rozwiązanie, ale raczej dla osób, które w miarę sprawnie poruszają się w tematach bardziej informatycznych lub dla takich, które chcą się tego nauczyć. Niestety również ze względu na prędkość przesyłania danych jest to średnia opcja dla fotografów i ich radosnych RAWów.

Dla fotografów: raczej nie na dłuższą metę

Jak sam widzisz, powyższym rozwiązaniom daleko do ideału. Tak po prawdzie to tego ideału próżno szukać, aczkolwiek można próbować się do niego zbliżyć. Dlatego w następnym wpisie, kontynuującym temat robienia kopii zapasowych opowiem Ci o drugim sposobie przechowywania danych, tym razem nie na dyskach wirtualnych, ale tych najbardziej namacalnych, do których masz fizyczny dostęp. Podpowiem Ci też, jak bezpiecznie korzystać z takich dysków, by samemu nieumyślnie nie doprowadzić do ich uszkodzenia.

a.

P.S.

Czuję się zobowiązana, by dodać, iż wpis ten w żaden sposób nie był sponsorowany przez nikogo poza moim wolnym czasem 😉


*orientacyjne ceny podane są zgodnie z aktualnym stanem w dniu pisania artykułu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.